Ads 468x60px

piątek, 2 marca 2012

Marcin Mortka "Miasteczko Nonstead" - czy Polacy potrafią pisać horrory?


Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 26.01.12
Stron: 304

Język: polski
Cena: 34,99 zł

Pierwsze zdanie: "Łomotanie stawało się coraz głośniejsze, aż wreszcie Nathan odczuł drgania w kierownicy."

No właśnie. Czy Polacy potrafią pisać horrory? Czy nie jest tak, że nieraz już mieliśmy wątpliwą przyjemność konsumowania nieporadnych płodów, które wyszły spod pióra polskich naśladowców Kinga, Mastertona, Ketchuma? I czyż nie jest tak, że dzieła owe, miast straszyć i wywoływać gęsią skórkę, wywoływały, owszem, ale salwy śmiechu lub, co gorsza, zażenowanie? I czyż nie jest tak, że każda kolejna próba rodzimego pisarza pójścia w ślady któregoś z mistrzów dreszczowca wzbudza co najwyżej nieufność lub niedowierzanie, a czasem tylko sprawia, że wyrwie się nam stłumione ziewnięcie?

Marcin Mortka, świetny skądinąd tłumacz i autor pokaźnego zbiorku powieści z pogranicza przygody, historii i fantastyki, postanowił zmierzyć się z tym mitem i udowodnić, że Polak potrafi. Nie kryje przy tym, że inspiruje się dokonaniami najlepszych. Lektura "Miasteczka Nonstead" to wydziobywanie spomiędzy wierszy motywów zaczerpniętych z rozlicznych dzieł popkultury. Autor lawiruje między cytatami z Kinga, zgrabnie rozsiewa nastrój rodem z "Miasteczka Twin Peaks", parę razy wspomina agenta Muldera, nie gardząc wycieczkami do serialu CSI. Tylko czy ten zlepek zapożyczeń koniecznie musi prowadzić do nowej jakości?...

Autor osadza akcję współcześnie, na amerykańskiej prowincji, co jest zabiegiem dość karkołomnym, zważywszy na trudności, jakie niesie dla kogoś, kto nie jest skonfrontowany z tamtejszą rzeczywistością na codzień. Wydaje się, że pisarz poradził sobie z tym wyzwaniem dość dobrze, przynajmniej na pierwszy rzut oka nic nie zgrzyta w tym względzie. Bohater, pisarz, autor bestsellerowej książki z pogranicza horroru i opowieści paranormalnych, zbierający skorupy swego życia miłosnego i zawodowego, ucieka przed własnym agentem, a może i szczątkami dotychczasowego życia na zadupie, do ponurego "wypiździewa", jak sam pieszczotliwie nazywa mieścinę o nazwie Nonstead. Wynajmuje dom i dość prędko zostaje wciągnięty w wir dziwnych, mrocznych, złowieszczych wydarzeń, które nawiedzają Nonstead. "Nawiedzenie" to przy tym właściwe słowo, bowiem jednym z pierwszych problemów, z którymi przyjdzie mu się zmierzyć, jest opętanie Vanessy, córki ledwie poznanej miejscowej nauczycielki, przez tajemniczego demona. Sytuację udaje się Nathanowi, jak przystało na prawdziwego bohatera, zażegnać, dziecko uratować, ale miasteczko i jego niesamowici mieszkańcy, wraz z miejscową zwierzyną, a nawet pogodą, zdają się powoli go osaczać. Mamy więc tu Samotnię, odludną chatę położoną wśród głuszy, o której mówią, że jest Wrotami Piekieł, mamy pojawiającego się znikąd upiornego czarnego psa, zwiastującego śmierć, pastora, odbierającego telefony z piekła, tajemnicze przypadki popadania w szaleństwo, zaginięcia, samobójstwa, wypadki. Mamy też osobliwe forum internetowe, na którym ludzie wpisują autentyczne, przejmujące i nieprawdopodobne historie własnego szaleństwa. I co, boicie się?...

Pewnie, że nie. Ale sięgnijcie po tę książkę późnym wieczorem, zaszyjcie się w fotelu (koniecznie w samotności), najlepiej wtedy, gdy za oknem szaleje wichura, włączcie muzykę, która przewija się przez stronice powieści - od psychodelicznego The Cure, poprzez dołujące Sisters of Mercy (The Flood! Były czasy, kiedy słuchałam tego bez ustanku...), po wywołujące gęsią skórkę "Riders of the Storm" i pozwólcie panu Mortce zbudować powoli nastrój grozy, przesiąknijcie atmosferą piekielnych oparów i szaleństwa, i wtedy zobaczymy, czy mu się to uda. I jest to wielce prawdopodobne, bowiem warsztatem on dysponuje niezgorszym. Potrafi operować słowem, odpowiednio dozuje finezyjne określenia i dosadności, umiejętnie wykorzystuje figury retoryczne, maluje mistrzowskim pędzlem obrazy, które zapadają w pamięć. Wielka powchwała za język. Bo nawet sypanie kurwami jest tu na miejscu, nadając postaciom autentyczności, a lekturze smaczku.  Chcecie wiedzieć, czy ja się bałam?

Marcin Mortka
Nie. Ale niełatwo mnie przestraszyć. A czasy, kiedy przeszywał mnie dreszcz nad stronicami powieści grozy, dawno minęły. Niełatwo też mnie zaskoczyć. Zresztą, czyż źródełko z pomysłami na dobry horror nie wyschło już dawno, a to co nam się serwuje, nie jest tylko kręceniem się w kółko i odgrzewaniem motywów, które już gdzieś się kiedyś pojawiły? Ale nie w straszności tak naprawdę leży siła tej książki - to kawał dobrej rozrywki, która nawet jeśli nie wywołuje grozy, to z pewnością jednak ciekawość i napięcie, które każe nam przewracać strony, czekając, co dalej. Jasne, są tu wątki niedopowiedziane, przycięte, pozostawiające niedosyt. Są uproszczenia, skróty, pójścia na łatwiznę. Ale one zdarzają się nawet Kingowi. Przyznaję bez bicia, dobrze się to czyta, charaktery spoglądające na nas z kart tej książki są barwne, soczyste, prawdziwe (moim faworytem jest zdecydowanie O'Toole, zgorzkniały dziad i pieniacz o gadzim spojrzeniu, wygłaszający tyrady miażdżące dzisiejszy świat i obyczaje), fabuła wartka i spójna.

Nie jest to wielka literatura, Nobla za to nie będzie. Nie mamy polskiego Kinga. Ale mamy Mortkę. Warto zwrócić uwagę na tego pisarza, bo podejrzewam, że zaserwuje nam jeszcze niejedno.

Moja ocena: 4/5.

25 komentarzy:

  1. Zaciekawiła mnie jak tylko ją dostałam do księgarni. Szkoda, że się nie dzieje akcja na naszym podwórku, ale cóż... Chciałabym przeczytać kiedyś polski horror, który wbije mnie w fotel :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam wcześniej o tym autorze, ale chętnie go sprawdzę. Póki co, z polskich powieści grozy i horroru najbardziej spodobały mi się książki Stefana Dardy, zwłaszcza "Dom na wyrębach"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czytałam "Dom na wyrębach" i mimo że strasznie krytykowano tę książkę, mnie się nawet podobała.

      Usuń
    2. Na tle innych polskich książek z podobnej tematyki wypadła naprawdę nieźle :)

      Usuń
  3. Też nie słyszałam o tym autorze, ale skoro polecasz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest to może "must have", ale jak Ci wpadnie w ręce...

      Usuń
  4. Czytałam jego "Karaibską krucjatę". Bardzo fajna i śmieszna. Tu zupełnie inny klimat, ale chętnie zerknę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam się nad tą "Karaibską krucjatą", ale wydało mi się to strasznie pirackie, i zrezygnowałam.

      Usuń
  5. Lubię Kinga, lubię Mastertona, może polubię Mortkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzieś mi się obiło o uszy, że ma powstać kontynuacja. Jeśli nie będzie to zbyt nachalne kopiowanie mistrzów, tylko jednak krok w autonomię, to chyba warto.

      Usuń
  6. Już samo porównanie do Kinga - nawet jeśli nigdy nim nie będzie - sprawia, że czuję się ogromnie zachęcona. nastrój grozy czasami jest mile widziany, a trudno szukac tego w polskich książkach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, ze świecą szukać dobrych horrorów wśród polskich książek. Ale to też wyjątkowo trudny gatunek, bo granica między strasznością a śmiesznością jest bardzo płynna...

      Usuń
  7. Horrory to nic dla mnie. Nie wiem czy to kwestia wyobraźni ale nie ruszają mnie żadne zombi, wilkołaki czy wampiry. Może to i dobrze, bo i tak nie nadążam z czytaniem. Jakby mi doszły do czytania jeszcze horrory to byłaby katastrofa. ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też za wampirami i wilkołakami nie przepadam. Ale przecież naprawdę dobry horror nie ma nic, ale to naprawdę NIC z tym wspólnego! W końcu trudno wymagać od inteligentnego czytelnika żeby się bał... wampira.
      Dzielę natomiast Twój ból z nienadążaniem z czytaniem...

      Usuń
    2. Hm, a czytałaś Miasteczko Salem Kinga w nocy? Możesz wierzyć - nawet inteligentny czytelnik może się zacząć bać. Miałam problemy z przemierzeniem ciemnego korytarza;))

      Usuń
    3. Miasteczko Salem czytałam, chyba nie w nocy, ale bałam się jak cholera. Ale to było dwadzieścia lat temu... W ogóle wcześniejsze powieści Kinga były rewelacyjne. "Dallas 68" wprawdzie też bardzo mi się podobało, ale to już nie horror.
      Chodziło mi raczej o to, że dobry horror to nie epatowanie krwią i obrzydlistwem, tylko wysublimowany nastrój, stopniowo wzmagany. No i każdy pewnie ma inne "potwory", których boi się najbardziej :-)...

      Usuń
  8. Co do Polaków piszących literaturę grozy/thrillery. Polecam ci Adama Zalewskiego - to FENOMEN na polskim rynku, pisze genialnie. To właśnie on sprawił, że zaczęłam czytać, po wielu latach przerwy, polskich pisarzy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, przyznam, że nie czytałam. Ale skoro fenomen, to chętnie sięgnę, bo ja namiętnie szukam fenomenalnych polskich pisarzy.

      Usuń
    2. Polecam zacząć od jego pierwszej powieści "Biała Wiedźma", bo kolejne są z nią powiązane.

      Usuń
    3. Czyli jak zwykle zaczęłam od d... niewłaściwej strony, bo właśnie zamówiłam "Sześć razy śmierć", poza tym okazało się, że w pace z niespodzianką, która przyszła do ojca, znajduje się "Grizzly"...

      Usuń
  9. Moim zdaniem Dardzie "Dom na wyrębach" bardzo się udał. "Czarny wygon" już mniej, ale też się nieźle czyta

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie znam tego pisarza, podobnie jak przedmówcy, ale też nie przepadam za horrorami. Może kiedyś w ramach jakiegoś wyzwania będę musiała przeczytać, wtedy sięgnę po Mortkę, bo brzmi fajnie.

    A tak trochę z innej branży - całkiem przystojny ten pan jest, trochę jak wczesny Hugh Grant ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tym zdjęciu faktycznie, Hugh Grant! A ja się cały czas zastanawiam, skąd ja go...

      Usuń